poniedziałek, 30 maja 2016

[21]

Rozdział dwudziesty pierwszy 

"Sens w bezsensie."
       Aleksa spokojnie szła z Rozalią. Wcześniej była smutna. Ale w tamtej chwili, czuła tylko złość. Miała ochotę kopać drzewo, przewracać kosze na ulicy i rozbijać szyby w sklepach. Białowłosa spojrzała na nią. Zastanawiała się co zrobić. Dodatkowego mentliku dodawało jej to, że ostatnimi czasu dziwnie czułą się w obecności Aleksy. Szatynka po chwili odetchnęła z ulgą.

-Jak ty to robisz że jesteś wściekła, a po chwili się uspakajasz?- złotooka zaśmiała się cicho.
-W szaleństwie sens w tym by go nie było. Szaleństwo bez sensu, jest sensowne. Szaleństwo z sensem, nie ma sensu- wyrecytowała-. Zawsze gdy dzieje się coś szalonego to powtarzam to sobie w głowie. 
-...WoW. A co się stało?
-Coś kompletnie bezsensownego. 
-...- podrapała się w tył głowy.- Pogubiłam się.
-To dobrze. Nie możesz możesz zrozumieć bezsensu i całej tej teorii, skoro bezsensu nie idzie zrozumieć bo nie ma sensu.
-... To nie ma sensu!
-I o to chodzi.- zaśmiała się.
-Skąd ty wytrzasnęłaś ten tekst?
-Ten bezsens, który swoim szaleństwem doprowadził mnie do złości, wymyślił te szalony tekst pełen bezsensu.
-Em..- uśmiechnęła się nerwowo.- Możesz powtórzyć?
-Ten bezsens, który swoim szaleństwem doprowadził mnie do złości, wymyślił te szalony tekst pełen bezsensu.
-... Mniejsza.
-Spoko, on mi to tłumaczył tydzień. - włożyła ręce do kieszeni.- Zmienimy temat? Autor tamtego tekstu bardzo źle mi się kojarzy.
-Jasne! A no... nie przeszkadza ci że będzie tam mój chłopak?
-Chłopak?- spojrzała na nią kątem oka
-Leonard. Starszy brat Lysandra.
-.. twój chłopak tak?- upewniła się. 
-Tak! Jest cudny...- rozmarzyła się.
-To dobrze.- "Oby chociaż trochę różnił się od tamtego białowłosego kata..."

   Resztę drogi spędziły w ciszy. Aleksa uśmiechnęła się smutno. Dokładnie pamiętała jak Edward dzień w dzień jej to tłumaczył. Stanęła. W jej głowie zaczęła brzmieć muzyka i pojawiać się słowa. Czuła że chce śpiewać. "Nie, nie nie!"

-Zaczekaj chwilę!

    Pobiegła na plac zabaw. Wzięła kij i zaczęła coś pisać na piasku. Rozalia patrzyła na nią zdziwiona. Po chwili wszystko zatarła i wróciła.

-... co ty tam pisałaś?
-Piosenkę. A nie mogę zacząć śpiewać, więc musiałam napisać. Nie wzięłam zeszytu.
-.... Dlaczego?
-Zapomniałam.
-Nie to. Chodzi o śpiewanie.
-Bo to przez ten bezsens, który swoim szaleństwem doprowadził mnie do złości, wymyślił te szalony tekst pełen bezsensu, sprawił że lubiłam to robić, a ja chce o nim zapomnieć.
-Jesteś szalona.- wybuchła śmiechem.
-Czyli bezsensowna, więc nie możesz tego objąć rozumem, dlatego tak sądzisz.

Po chwili obie wybuchły śmiechem.

___________________________________
Dzisiaj krótko.
Mam naprawdę bardzo mało czasu....
Postaram się jakoś to ustabilizować ^^
Rene: Zapomniałaś o mnie...
Renusiu, nie gniewaj się...
Rene:Pff! Idę na wakacje!
Co proszę? 
Rene: Zastąpi mnie Lilo.
Mam się bać?
Rene: Rzygania tęczą? Owszem. *pakuje walizki*
Nie opuszczaj mnie!
Rene: Wrócę przy 30 rozdziale. Chyba że poznam kogoś fajnego..
Nie!!!!!!

Rene: Nie jest w stanie się pożegnać. Ja to zrobię. 
Narazka!

Rene i załamana Misty


sobota, 21 maja 2016

[20]

Rozdział dwudziesty 

"Duch przeszłości"


-Hm? Dobrze usłyszałam Max? Mam zostać jakiejś koleżanki na noc?
-Taa... To nie kłopot, prawda?

         Minął około tydzień, od biegu na orientację. Aleksa nadal bała się odezwać do Kentina. To jej brat musiał pojechać po telefon. Czułą się z tym źle. Chciała się z nim pogodzić ale nie wiedziała jak. Tak się składało ze akurat obok była Rozalia, która z wielkim uśmiechem na twarzy oczekiwała odpowiedzi Aleksy.

-No.. ja nie mam..

       Białowłosa rozradowana pobiegła od niej i wyrwała jej telefon. Miała olbrzymi uśmiech na twarzy i wręcz delikatnie podskakiwała z podekscytowania.

-Ma, ma! Ja mogę ja do siebie wziąć na noc!
-Rozalia, co ty robisz?- jęknęła szatynka próbując odzyskać telefon
-Naprawdę spoko z ciebie koleżanka. Przyjadą do mnie znajomi, więc wolałbym zostać z nimi sam na sam. Muszę kończyć, chyba przyjechali. Na razie!
-Papa!- wesoła oddała Aleksie telefon i śmiejąc się głośno mocno ją przytuliła.
-To się nie dzieje...- jęknęła

       Tymczasem Maksymilian odetchnął z ulgą. Gucio patrzył na niego z rękom skrzyżowanymi na piersi. Okazało się że jego paczka przyjechała trochę wcześniej, o czym został poinformowany, jednak komu by się chciało czytać SMSy?

-I tak prędzej czy później się dowie.- powiedział szatyn.
-Lepiej później. Wątpię by była zadowolona z przyjazdu Edwarda i Dakoty. Ciebie jakoś przetrawi.
-Bez przesady...- Edward oparł się o framugę.-Przecież my zostajemy na trzy dni, a nie na jeden.
-To was gdzieś schowam! Dzisiaj nie mam do tego głowy.- blondyn padł na kanapę.
-Edward, to nie do końca tak z tymi trzema dniami...- Adrain podrapał się po karku.
-Trzy dni u niego.  Ty i Dakota pewnie gdzieś pojedziecie z rodzicami. Mi tam marzy się odrobina wolnego w Francji.
-Co proszę?- Maksymilian od razu odżył
-Szkoła jest w remoncie. Na jakieś dwa tygodnie. Ja jadę do Mediolanu,. Dakota pewnie pojedzie w rodzinne strony do Sydney Edwardowi wymarzyła się Francja. Chociaż znając życie pewnie znowu coś kombinuje na boku...
-Oj tam, wyolbrzymiasz.- brunet uśmiechnął się- Po prostu tu jest tyle wspomnień, że aż miło.
-Tak o suchym pysku gadacie?- Dake wszedł do domu rzucając na stolik reklamówkę z piwem.
-Myślałem że nie lubisz alkoholu.
-Skoro dziewczyną się to podoba to oczywiście że go nie lubię. Ale z wami to już inna bajka

           Rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy ucichli. Max niepewnie wstał z kanapy. Zapomniał o tym że jego siostra nic nie wzięła z domu na noc u koleżanki... "Do schowka"- szepnął głośno. Wszyscy z wyjątkiem Edwarda, który w najlepsze się śmiał, weszli. Blondyn zgromił go wzrokiem.

-No co?
-Właź.
-Ja idę do kibla. Mam potrzebę.- brunet wszedł na piętro.
-Max otwórz. Zapomniałam kluczy...- usłyszał głos Aleksy.
-Już, już.- podszedł do drzwi i je otworzył.
-Dzięki.- poszła na górę do swojego pokoju. Wywaliła książki z plecaka na biurko, po czum podeszła do szafy by spakować kilka rzeczy.- Że tak spytam, dlaczego mam nocować u koleżanki?
-Jutro ci to wyjaśnię...
-Załóżmy że ci ufam. - chciała pójść do łazienki
-ĘĘĘ... Poczekaj! Em.. kibel się popsuł!
-Chce tylko szczoteczkę do zębów.
-Aaa...!

         Dziewczyna weszła do środka. Edwarda nie było. Maksymilian odetchnął z ulgą. Wzięła co trzeba i zeszła na dół. Nagle stanęła. Źrenice jej się rozszerzyły. Zagryzła wargę. Blondyn podszedł do niej. Już się domyślił co się stało. Zobaczyła Edwarda.

-Czy TO jest ten powód?
-Tak?- powiedział niepewnie.
-... - zbiegła na dół.
-Witaj Gwiazdko.- usłyszała przy drzwiach.

       Zatrzęsła się. Ten głos.... przemawiał głośnej, wyraźniej niż przez telefon. Chciała uciec ale coś trzymało ją w miejscu. Jakby ktoś uczepił jej kulę u nogi. Brunet podszedł do niej.

-Nie poznajesz mnie?
-...

        Położył dłoń jej policzku. Chciała go odepchnąć, nakrzyczeć i pozbyć się go raz na zawsze. Ale jedyne co mogła to patrzeć wystraszona w jego szmaragdowe oczy. Nie chciała go, a jednocześnie tęskniła. Nienawidziła, a jednak czuła że nadal coś ich łączy. Unikała go, a pragnęła jeszcze raz
spojrzeć w jego zielone oczy. Czuła się rozdarta. Zacisnęła powieki. Odepchnęła go.
-Nie dotykaj mnie!- krzyknęła.

       Po chwili wybiegła z domu. Rozalia spojrzała zdziwiona na dziewczynę. Złapała ją za ramię.

-Wszystko okey?
-.... Chodźmy stąd. Nie chce o nim mówić.
-Nim?
-... po prostu chodźmy.




sobota, 7 maja 2016

[19]

Rozdział dziewiętnasty 

"Czasem wróg jest lepszy od przyjaciela""
-Aleksa, przestań się kręcić w kółko, tym sposobem raczej nie znajdziesz drogi.
-Ugh... zachciało mi się iść na skróty... - kopnęła kamień stojący na drodze.

      Bieg rozpoczął się trzy godziny temu. I jak wynika z powyższych wypowiedzi, zgubili się na dobre. A dlaczego? Lysander nawet nie zdążył zaproponować pójścia krótszą drogą, a ona już ich zgubiła. Usiadła bo drugiej stronie drzewa, o które opierał się białowłosy. Westchnęła głęboko. Czuła że kręcić jej się w głowie i było jej dziwnie zimno. Zakaszlała. Od rana czuła się niemrawo. "Jeszcze będę chora..."

-A jak znajomości w szkole?- uśmiechnął się i spojrzał za drzewo, by ujrzeć dziewczynę
-Rozalia trochę za mną chodzi... Ale rzadko. Z nikim się nie zadaję.- spojrzała na niego kątem oka.- Już się tak nie szczerz. To nie dlatego że mi groziłeś.
-A więc zapamiętałaś...- przysunął się do niej.
-Zaczniesz mnie znowu dusić, to wydrę się na całe gardło.
-Nikt cię nie usłyszy. Jesteśmy daleko od ścieżki. Poza tym zrobiłbym to tak, że nawet byś nie zdążyła zareagować.- owinął sobie kosmyk jej włosów wokół palca.
-Zostaw...- niezadowolona strzepnęła jego dłoń.
-Oj, prosiłem byś była grzeczna..- złapał ją za nadgarstek i pchnął na trawę po czym zawisł nad nią.
-Idź sobie!- oparła dłonie na jego torsie i próbowała odepchnąć.
-Nie mam ochoty.
-Przestań zachowywać się jak Edward!- krzyknęła.

      Zasłoniła usta dłonią. Nie chciała tego powiedzieć. Patrzyła wtedy z zielono-złote oczy chłopaka. Zamknęła oczy.

-Otwórz oczy, chce je wciąż oglądać...

       Otworzyła szeroko oczy. Nad sobą widziała Edwarda. Jego szmaragdowe oczy, kruczoczarne włosy łaskoczące policzek oraz uśmiechnięte usta. Nie wiedziała że to wyobraźnia płata jej figle. Nie wiedziała że to Lysander, a nie ten który ją zostawił...

     Zaczęła się rzucać i krzyczeć "Zostaw mnie kretynie! Idź Edward!". Białowłosy spojrzał na nią zszokowany. Dotknął dłonią jej czoła. "Ma gorączkę... Ale od czego? I kim jest ten Edward?". Złapał ją za ramiona i spojrzał głęboko w oczy.

-Alekso Ewangelio [ czyt. Ewandżelio]  Snow, proszę cię uspokój się. Chce ci pomóc, ale jak będziesz...
-Już pomogłeś odchodząc sobie bez słowa! Nie chce od ciebie niczego!
-Eh....- "I w co ja dałem się wpakować?"- To ja Lysander, błagam cię uspokój się! Żadnego Edwarda tu nie ma!

     Zamknęła oczy. Po jej policzkach popłynęły łzy, ręce miała zaciśnięte w piersi. Zagryzła wargę aż do krwi. Odgarnął jej włosy z twarzy. Usiadł i położył głowę dziewczyny na swoich kolanach. Zdjął z siebie bluzę i okrył ją. Oparł głowę o spore drzewo. Czuł się zmieszany. "Nawet nie chcę wiedzieć jak zły musiał być człowiek który umiał doprowadzić do łez tak silną dziewczynę...".

-Tu jesteście!-pan Williams, szybko podbiegł do niech.- Co się stało?
-Aleksa zgubiła drogę. Chyba ma gorączkę, coś mamrocze... Pomyliła mnie z jakimś Edwardem.
-Nie mam zielonego pojęcia o kogo chodzi, ale ot za dobrze nie świadczy o jej stanie zdrowia...

Jednak ona już odpłynęła...

* Dwa dni później*

-Aleksa ktoś od ciebie!- usłyszała głos ojca z parteru
-Jestem chora, nie chce nikogo widzieć!- powiedziała ochrypłym od zapalenia oskrzeli głosem.
-Zachowuj się jak dziewczynę w twoim wieku przystało!
-Yhym...
-Wybacz ... em...
-Lysander. - powiedział białowłosy chłopak
-Zapamiętam. Możesz wejść. Rzadko ktoś odwiedza Aleksę. On ma mało znajomych,  a jeśli już nawet ma,  to jej starszy brat jest zazdrosny o każdą minute,  ha ha!
-Rozumiem.
-"Rozumiem!"- powiedziała do siebie dziewczyna imitując w dość śmieszny sposób głos Lysandra- Ugh... jak tak dalej pójdzie to i seryjnych morderców będziemy wpuszczali do domu drzwiami.

        Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi. Jednak nie zwróciła na to zbytniej uwago. Obróciła się na plecy i utkwiła wzrok w sufit. Nie lubiła być chora. Wkurzało ją to, jak niemal każdego. I nawet opcja ominięcia kilku lekcji w szkole jej nie pocieszała.

-Tak panie morderco zapraszam! Skoro pan rozumie tę sprawę to proszę wchodzić! I wcale mnie nie obchodzi że chce pan kogoś zabić...- powiedziała niezadowolona
-Ja cię nie zabiję, spokojnie...- usiadł na brzegu łóżka- Zakładając że będziesz grzeczna.
-Paszoł won!-odparła po polsku i odwróciła się do niego plecami.
-Pi jakiemu to?- spytał rozbawiony.
-Po polsku. Moja mama była polką.
-Musiała być piękna...
-Dlaczego tak zakładasz?
-Bo ty też taka jesteś.
-... Była piękna. Ale ja nie jestem do niej podobna. Z resztą sam zobacz. Na biurku jest jej zdjęcie.

     Chłopak wstał i podszedł do biurka. Zobaczył zdjęcie kobiety o złotych włosach i zielonych oczach. Miała zupełnie inne rysy twarzy niż Aleksa. Dziewczyna w przeciwieństwie do matki, miała też bure oczy i ciemnobrązowe włosy. "Do ojca przecież też nie jest podobna...". Spojrzał na szatynkę. Skuliła się. Od małego czuła się trochę inna od reszty rodziny. Inaczej też do niej podchodzono. Nawet w inny sposób ją przytulali i mówili "Dobranoc".

-Inna...- powiedziała do siebie po cichu w języku polskim.- To często mówiła, gdy rozmawiała na mój temat z tatą. "Inna". Nadal sądzisz że mogłabym być do niej podobna?
-Tego nie powiedziałam.- usiadł obok dziewczyny na łóżku. - Kim jest Edward?
-Skąd ty...
-W lesie, podczas biegu na orientację, pomyliłaś mnie z nim.
-Nie twoja sprawa.

     Poczuła jak kładzie się na łóżku i ją przytula. Zaczęła się wyrywać ale nic jej to nie dało. Chłopak tylko mocniej ją do siebie przysunął. Odwróciła wzrok i prychnęła.

-Nie musisz mówić. Po prawdzie to chyba nie chcę wiedzieć jak podły musiał być człowiek, który złamał tak silną dziewczynę.- oznajmił to, o czym był przekonany już podczas biegu na orientację.
-Wróg umiał mnie wysłuchać.... a więc co zrobiłam nie tak, że przyjaciel nie chciał...- powiedziała do siebie cicho i wtuliła się w chłopaka.

      Każdy człowiek potrzebuje bliskości. Może być sam dzień lub dwa. Ale potem powoli umiera od środka.  Nie bez powodu Bóg po stwarzaniu stworzył dwoje ludzi.  Lysander patrzył na nią ze spokojem czując właśnie to. "Niech będzie Kastiel... nie będzie miała nikogo w tej szkole. Jednak nie łudź się. Ciebie też się to tyczy. Nie zranisz jej." Wtulił policzek w jej włosy. "Nawet byś nie dał rady..."
______________________________________

Hej!
I tak oto mamy kolejny rozdział!
Trochę spóźniony, ale jest xD 
Postanowiłam... no znowu trochę pomieszać.
Rene: Jeszcze raz mnie zignoruj a...
Jasne Runuś, Na czy to ja skończyłam? A! O mieszaniu.  No to tylko krótko powiem że rozdział kolejny zamiast poprawić przypadkiem usunęłam i trzeba robić od nowa, ale w przyszłym tygodniu na 100% się pojawi.
Rene: Czytajcie 50%...
Z boku...
Rene: Lysander, niestety nie autorstwa Misty.
No i to w sumie tyle!
Narazka!

Misty Blue

niedziela, 1 maja 2016

[18]

Rozdział osiemnasty

"Podmiana"
-Wszystko w porządku?
-Po co ci ta wiedza?
-Wyglądasz na smutną.

      Rozalia usiadła obok Aleksy. Weekend minął w miarę spokojnie, Max urządził małą imprezę w sobotę, gdy ojciec musiał zniknąć na "24". Jednak ona miała zbyt popsuty humor by brać w tym jakikolwiek udział. Kopnęła kulkę papieru, która leżała obok szafki przy której siedziała. Westchnęła głęboko.

-Nie jestem smutna tylko... to trochę inne uczucie. Nie mniej gryzie mnie to potwornie, ale nie mam zamiaru o tym z tobą gadać.
-Ouł... Ale jakby co to jestem do dyspozycji.
-Ta, jasne. Dzięki.
-A.... Może pogadasz ze mną o czymś innym?

     Rozalia naprawdę myślała że Lysander jest zauroczony Aleksą i chciała by to między nimi wypaliło. Postanowiła się więc z nią zaprzyjaźnić i pomóc jej się w nim zakochać. Skąd przecież mogła wiedzieć, że Lysander tylko grał...    

-Chwilę teoretycznie mam.. niech będzie.
-Z kim jesteś w biegu na orientacje?
-Puki co z nikim. Ale przejdę się do wujka Borysa i coś tam załatwi...
-To twój wujek?!
-Nie od końca... To kuzyn mojej mamy.
-Aha... To może pójdziemy teraz?
-Masz ochotę?- spojrzała na nią kątem oka
-No ba!
-No to okey.- westchnęła i wstała z ziemi.

     Tymczasem Kastiel znowu obmyślał jakiś plan. To jak wymyślanie sztuki teatralnej. A rolę główną w owej sztuce odgrywał Lysander i Aleksa- chociaż ona nawe8 o tym nie wiedziała. Obecnie białowłosy i Kas, siedzieli w klubie ogrodników - Kas pod drzewem, Lys przy rabatce na pniaku.

-Żem do jasnej cholery zapomniał i nas zapisał w parze...- niezadowolony czerwonowłosy kończył palić już trzeciego na dzisiaj papierosa.
-Mówi się trudno.- humor Lysandra był wręcz odwrotny. Cieszył się że nie będzie musiał męczyć Aleksy.
-Hm... Chociaż... Mam pomysł.- uśmiechnął się cwanie.
-Jaki?
-Trzeba będzie dorwać listę uczestników. Trochę ją poprawimy...
-Jak masz zamiar to zrobić?
-Zrobimy zamieszanie, ja się wymknę, zmienię listę i wrócę pod pretekstem że musiałem się odlać.
-...No dobrze...

    W tym samym czasie Aleksa weszła z białowłosą na salę gimnastyczną gdzie stał wysoki umięśniony blondyn, ubrany w obcisłą niebieską koszulkę i granatowe spodnie. Szatynka uśmiechnęła się rozbawiona. Wyglądał na przypakowanego, ale czesał się i zachowywał jak totalny romantyk. Tym razem miał nawet czerwoną różę za uchem. Podeszłą do niego po cichu od tyłu i zasłoniła mu oczy dłońmi. Było to nie lada wyzwaniem, bo ledwo sięgała mu do ramienia.

-Co?- był zaskoczony.
-Haha!- nie wytrzymała i  puściła go wijąc się ze śmiechu.

      Rozalia patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami. Nigdy nie widziała by się śmiała. Mimowolnie uśmiechnęła się. "Wygląda naprawdę pięknie gdy się śmieje..." Mocno potrząsnęła głową. "O czym ja myślę?! Oczywiście, chodzi o to że jestem ciekawa dlaczego co chwila jest smutna, by pomóc Lysandrowi!".

-Aleksa, ty tutaj?
-Tak trochę się tu uczę. mniej więcej 45 minut na godzinę.
-Pewnie chodzi o bieg na orientację... to kogo upolowałaś jako parę w biegu na orientację?
-Puki co ni...
-Mnie!- powiedziała głośno Rozalia i podbiegła do niej
-Ciebie?- szatynka była w ostrym szoku.
-Myślałem że chcesz się zwolnić z biegu.- spytał równie zdziwiony Boris
-Em... mam słabą formę i przydałoby się ja poćwiczyć.- uśmiechnęła się nerwowo.
-Rozalio, nie trzeba jeśli nie chcesz. 
-Ale już każdy w szkole ma parę, z wyjątkiem ciebie a dla mnie to nie problem.
-Dakota na pewno chętnie z tobą pobiegnie.- powiedział wesoło Borys  
-No widzisz? Dako...  Że kto?!
-Mój bratanek, nie pamiętasz go?
-Oczywiście że pamiętam! Wujek mnie wkręca prawda? On jest w Australii co nie? - pytała desperacko
-Nie, Przyjechał na wymianę szkolną. 
-Em... A gdzie dokładniej?
-Nie jestem pewny,. spytaj go jutro na biegu. Z tego co wiem w sąsiednim mieście.

       Zagryzła wargę. "Tam gdzie on, tam i Edward." Jest źle..." Chciała dokładnie ustalić co knuje Edward. Najbardziej ja martwiło to, że zostawiła telefon u Kentina. "A co jeśli ten kretyn do niego, znaczy się mnie, zadzwoni?" Zagryzła wargę. Postanowiła się wziąć w garść i podjąć jakieś kroki.

-Roza, masz okazję by spędzić czas z Leo. Nie marnuj tego. Pobiegnę z Dake'iem.-powiedziałam zdecydowanie

***
-Aleksa!

      Dziewczyna jęknęła niezadowolona. Nie miała ochoty na żaden bieg, tym bardziej z przyjacielem Edwarda. Jednak musiała się przymusić. Spojrzała kątem oka na uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna o zielonych oczach. Czarny dres z białymi akcentami świetnie na nim leżał i fajnie komponował się z żółtawo-pomarańczową koszulką, która miał pod bluzą. Część włosów została spięte w drobny kitek z tłu głowy.

-Cześć Dake...
-Jak ostatnio cię widziałem to jeszcze byłaś z Edwardem.
-Pf, tak naprawdę nigdy z nim nie byłam. Nigdy mnie nie poprosił bym z nim była, tak więc też nei byłam.
-Haha! Ale ty jesteś uparta,
-Słuchaj, nie biegnę z tobą dlatego że cię lubię tylko...
-Jestem pewien ze ta lista wcześniej była inaczej ułożona...- usłyszała głos Borisa
-Czyli jak?- odezwał się jej wychowawca
-Byłem pewien że Dakota biegnie z Aleksą...
-Teraz to raczej nie biegniesz nie tylko dlatego, że mnie nie lubisz .- zaśmiał się Dake.- A szkoda. Kiedy indziej będzie pełno czasu. Mam nadzieje że przypiszą mi jakąś ładną dziewczynę... Bo gdybym ja zaczął do ciebie uderzać do Dziki i Hades (tu: przezwisko Edwarda) obraliby mnie ze skóry.
-Czyli Aleksa biegnie z Lysandrem, a Dake z Kastielem?- upewnił się wychowawca
-Według listy tak.
-Gorzej być nie może...- załamana oparła isę o drzewo.
-Kto to Kastiel?- spytał blondyn patrząc na szatynkę
--Tam.- wskazała palcem na tyłem odwróconego do nich czerwonowłosego.
-Tamta dziewczyna z czerwonymi?
-Toż to jest chłopak!- Kastiel odwrócił się w ich stronę
-Te faktycznie. A kudły ma jak baba.
-Dake. Proszę cię, bądź cicho choć przez chwilę!

Ciąg Dalszy Nastąpi

____________________________
Hej! 
Trochę spóźniony, 18 rozdział. 
Tym razem obrazka nie ma.
Jak widać, los postanowił trochę dokuczyć Aleksie.
Rene: A dokładniej to ty postanowiłaś. 
Co wydarzy się podczas biegu?
Rene:Te, odezwałem się,  halo!
Czy sprawy mogą się bardziej skomplikować?
Rene: Ziemia do Misty!
O tym już w kolejnym rozdziale ^^
Rene: Jasne,  olej mnie.

Narazka!

Misty Blue

Rene: Wredna bestia...