sobota, 12 marca 2016

[11]

Rozdział jedenasty 

"Sen, który nie był snem"
-Edward, wdziałeś może mój lewy but?- spytał chłopak o rudawobrązowych włosach z niebieskimi okularami na nosie. Miał na sobie biały T-shirt z kolorowym nadrukiem i poszarpane jeansy.
-Nie.- powiedział brunet, o imieniu Edward. Odwrócił się i spojrzał mocno zielnymi oczami na przyjaciela. - Sprawdź czy Angela znowu go nie zabrała.
-Ta klacz jest wredna...
   Warknął idąc do boksu z tabliczką "Angela". Biała klacz tylko wesoło prychnęła, jakby chciała wyśmiać chłopaka. Wychylił się i sięgnął swój but ze żłoba. Angela ugryzła go w makiet bluzki i nie chciała puścić.
-Puszczaj!
-Haha.- Edward zaśmiał się zdejmując siodło z grzbietu karego konia, który zaczął się wiercić.- Spokojnie piękna..- pogładził jej kark zarzucając siodło na ramię.- Już po wszystkim.
-Ty mała wredna..! Znowu odgryzła mi mankiet!- krzyknął szatyn.
-Spokojnie Adrian, to tylko bluzka. Aleksa by się nie rzucała.
-Aleksa i Aleksa. Gadasz jakbyś widział ja codziennie, a ostatnio spotkałeś ja dwa lata temu.
-I co w tym złego?
-.... Dlaczego po prostu do niej nie zadzwonisz?- wydarł resztki swojej bluzki z pyska konia.
-Bo ona pewnie nie chce mnie znać.
-I tylko dlatego? Nie tęsknisz za nią?
-Jakoś nie.. Poza tym, jej beze mnie będzie łatwiej.
-Wiesz, mam świetnego newsa. Jedziemy do Francji.
-Do Francji?- spojrzał kątem oka na niebieskookiego.- Po co? Już tam byłem na kilka lat.
-Dake też jedzie.
-Może po kolei.- powiedział zarzucając na umięśnione ramiona granatową bluzę- Po co, kiedy i czym jedziemy do Francji?
-Do Maxa. Około końca września. Z wujkiem Dakoty samolotem.
-Po co jedziemy do Dzikiego?
-Nie, nie nie. Ja i Dake jedziemy do Maxa. Ty idziesz to Aleksy.
-Po co?
-A ty ciągle po co i po co!- powiedział zdenerwowany- Bo macie niezamknięte sprawy!
-Gucio, nerwy na wodzy. Nie mamy nic do dokończenia.
-A więc, zostaw ją w spokoju, zapomnij, nie mów już o niej i ogólnie pozbądź się wszystkiego co z nią związane.
-Z wyjątkiem zapomnienia, wszystko już zrobiłem. Za rok nie będę widział kim jest Aleksa Snow.
-I prawidłowo. A więc ty też jedziesz do Dzikiego.
-Super. A co z nią?
-A czy ona musi o czymkolwiek widzieć?
-Teoretycznie nie. - pogładził pysk swojego konia.
-Właśnie. Gdyby nie to że masz skłonności do kłamania, to bym ci odpuścił.
-Hmm?- spojrzał na niego kątem oka
-Masz.- podał mu białą kartkę papieru.
-Czyj to numer?
-Aleksy. Masz do niej zadzwonić i pogadać.
-Nie.
-Nie robisz tego dla siebie, ani dla mnie. Robisz to dla niej. Ten rok który z sobą spędziliście zobowiązuję cię do czegoś.
-Pomyślę o tym.- westchnął.- Muszę się zbierać.
-Jasne, ja też.
-Na razie.- powiedział brunet wychodząc z stajni
-Ed!
-Hmm?- spojrzał na niego przez ramię
-Ty chciałeś od niej wyjechać?
-Może...
    Chłopak odszedł w kierunku dużego domu w kolorze białym. Wszedł po szerokich schodach ku wejściu głównemu. Pchnął duże drzwi i ruszył kremowym dywanem ku schodom na środku holu. Wszystko było niezwykle eleganckie i drogie. W pokoju dominowały kolory od białego do ciemnego kremu, a miejscami można było znaleźć błękit i złoto.
-Jak udała się przejażdżka paniczu?- spytał wysoki, łysy lokaj po 60.
-Może być. - wszedł na schody, a lokaj za nim.
-Dziś o 18 na kolację będzie...
-James, nie musisz mi tego mówić. Nie jem dzisiaj kolacji.
-Dlaczego paniczu?
-Straciłem apetyt. Gdy będę głodny to ci powiem.
-Pańska matka nie będzie zadowolona.
-To powiesz jej że źle się czuję i że pod żadnym pozorem nie wolno mi nic jeść.
-Rozumiem paniczu. Choroba jelitowa?
-Idealnie wręcz.- uśmiechnął się. - A. I powiedz mojej młodszej siostrze że dzisiaj nie mogę dla niej znaleźć czasu,
-Oczywiście.
-Koło 19 możesz mi przynieść szklankę wody. Albo nie. Przynieść mi herbatę.
-Może być biała?
-Wybornie.- otworzył drzwi do swojego pokoju, który miał wielkość mniej więcej taką jak boisko do koszykówki.-Do tego czasu proszę nie zawracać mi głowy.
-Oczywiście.
    Chłopak zamknął drzwi i wszedł do pokoju w kolorze granatowym, z jedną szmaragdową ścianą. Meble miały jasny kolor, a łóżko miało miękką, czarną pościel. Na przedniej ścianie były duże okna i wejście na mały balkon. Chłopak usiadł na łóżku obok swojej gitary.
-Straszny ze mnie kłamca, doprawdy.- przeczesał dość długie kruczoczarne włosy.- Oczywiście że za nią tęsknię. To moja przyjaciółka.- prychnął.- Ale jak teraz się odezwę to tylko utrudnię jej życie...- spojrzał na kartkę z numerem.- zadzwonię wieczorem.

*Około godziny 23:30*
Chłopak nagle zerwał się z łóżka.
-Szlag... miałem do niej zadzwonić...- sięgnął telefon z szafki i kartkę. Zapalił śliczną lampkę z ciemnozielonym abażurem, stojącą sobie spokojnie na szafce nocnej koło budzika i kilku szpargałów. Wybił numer do dziewczyny i oparł się plecami o wysoki zagłówek łóżka.
-Halo?
-...
-No halo!
-To ja, Edward.
-O boże... co raz głupsze mam te sny...
-Sny?
-Po raz trzeci śni mi się że do mnie dzwonisz. Ale pierwszy raz się odezwałeś.
-Naprawdę?
-Uśmiechnąłeś się?
-Hmm?- był z lekka zaskoczony tym pytaniem
-No czy się uśmiechnąłeś mówiąc "naprawdę" po mojej wypowiedzi.
-Uśmiechnąłem.
-Czyli to ty.
-Miałaś wątpliwości?
-Tak. Edward,  jak teraz wyglądasz?
-Chyba tak jak wcześniej.  Włosy mam trochę krótsze.  A ty?
-Tak samo. Tylko  trochę mniej się uśmiecham. Dlaczego o to pytasz?
-A dlaczego ty spytałaś o to mnie?
-Chciałam sobie ciebie wyobrazić.
-Rozumiem. A jak się czujesz? Wszystko u ciebie w porządku?- spytał z troską. Zmartwiły go słowa "Tylko trochę mniej się uśmiecham".
-Tak, w miarę.- usłyszał jak ziewa głęboko. - Edward...- mruknęła, a chłopak usłyszał jak ta pada na poduszki
-Tak?
-Przyśnisz mi się jutro? Jestem zbyt zmęczona... W-F'ista chce mnie chyba wykończyć jak Mortal Combat..- chłopak zaśmiał się cicho.
-No nie wiem. Ludziom śnią się rzeczy które chcą zobaczyć. Jeśli będziesz bardzo chciało to ci się się przyśnię.
-Dobra. Bo muszę cię o coś spytać, nawet jeśli odpowiedź we śnie może nie być prawdziwa.
-..- uśmiechnął się. -Nic się nie zmieniłaś...
-A ja jeszcze nie wiem czy jesteś taki sam.
-Na razie Gwiazdko.
-No proszę, w śnie też mnie tak nazywasz...- słyszał że jest już naprawdę padnięta.
-Dobranoc.
-Branoc...- rozłączyła się.
   Chłopak z uśmiechem zgasił lampkę i położył się wygodnie na poduszkach."Sen hmm?"- uśmiechnął się szeroko. Gdyby Aleksa tylko widziała ze to nie sen...

___________________________________

Hej! 
A oto rozdział... 
W troszkę innej oprawie.
Niemniej mam nadzieję że wam się spodoba.
Poznaliście już cholernie bogatego Edwarda, ale wierzcie mi, nie jednego okłamał że tak nie jest. Edward jest strasznym kłamcą, o czy, zresztą później się dowiecie.
Jutro bonus, a o poniedziałku nadal myślę.
No i to tyle ode mnie! 
Z boku podobizna Edwarda.

Pozdrawiam
Misty Blue

4 komentarze:

  1. Aaaaaa!Pierwsza!
    Buhahahhaha, w końcu!
    Nie no ogar dziewczyno, chcesz się zbłaźnić?I to w komentarzu namber łan?!
    Okej, okej już się uspokajam.
    Hihihi.
    *ten wzrok*
    Gucio, heheheh, aleś ty dobry, hehe, "my do Paryża, a ty do Aleksy"-BRAWO!w końcu jeden mądry xD
    Te Aleksa, ty na serio tak z tym snem?
    Jeju!Nie mogę się doczekać następnego!Dawaj 12!Bo zjem własny telefon!.Nie.Czekaj.Nie zjem telefonu, zbyt bardzo go kocham.
    Na koniec pozdrawiam, życzę dużo weny, czasu i cierpliwości!
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio, zaczynam się martwić o te wyścigi bo to się robi dziwne, ale jednocześnie strasznie mnie cieszy xDDD
      12 chyba w poniedziałek... Albo wtorek?

      Usuń
  2. Drugie też dobre miejsce :D A co do wyścigów to zawsze jest ta nutka satysfakcji XD
    A co do rozdziału, to co tu dużo mówić. Jak zawsze strasznie miło się czytało. Z każdym następnym postem robi się coraz ciekawiej. Nie mogę się doczekać następnego.
    Pozdrawiam i przesyłam wenę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem xD
      Cieszę się że uważasz opowiadanie jest ciekawe ^^

      Pozdrawiam!

      Usuń