poniedziałek, 15 sierpnia 2016

[36]


Rozdział trzydziesty szósty

"Edward zajmuje się tym co nie trzeba."

                            Nerwowy jeszcze Edward wszedł do domu.  Max spojrzał na niego. Brunet oparł się o ścianę krzyżujące ręce na piersi.Uznawał, że tylko on ma prawo do Alesky. Był najzwyczajniej we wszechświecie zazdrosny. I to było dla niego nowe. Zawsze z łatwością dostawał to co chciał, Tym razem po prostu nie mógł. Jej nie można było kupić cz zmusić. Prawdziwych uczucia tak się nie zdobywa.

-Chcesz herbaty?- spytał blondyn.
-Ta.

                           Maksymilian wstał i poszedł do kuchni. Edward westchnął. Kopnął regał. Wyleciały z niego dokumenty. Spojrzał na nie.

-Co ty tam robisz?- spytał z kuchni Maksymilian
-Em... potknąłem się.- ukucnął.
-Cały jesteś?
-Tka, tak...

                             Zaczął zbierać papiery i je układać. Burknął pod nosem coś w stylu, jak to głupio trzymać dokumenty w szafce w przedpokoju. Nagle zatrzymał swój wzrok na jednej z kartek. Zmierzył ją wzrokiem. Źrenice mu się rozszerzyły. Lekko rozchylił usta.Wstał i poszedł do kuchni.

-Dziki...
-Hm?
-.... Ona o tym wie?- Edward pokazał mu dokument.
-Skąd ty to masz?!- nerwowy zabrał kartkę
-Poślizgnąłem się na niej i upadłem. Chociaż przez pierwsze 10 sekund myślałem że potykam się o własne nogi.
-Byłoby lepiej. To nie powinno leżeć na ziemi!
-Nie krzycz. Czy ona wie o tym?
-Nie.
-Powinieneś jej powiedzieć.
-Nie!
-Cały czas ją okłamujecie!
-Nie. Ten świstek nic nie zmienia...

                               Zdenerwowany i lekko przestraszony Maksymilian wyszedł z kuchni. Schował kartkę do szafki i zamknął na klucz, który potem powiesił na haku. Brunet zagryzł wargę.

-To dlatego tak ją traktujesz...
-Może. Nie mów jej nic. Debrze też.
-Źle robicie.
-Przecież wcale nie musi się dowiedzieć..
-Problem w tym że ona mimo że nie wie, to tak się czuje!
-Ojciec jak wróci to jej powie. Niedługo jej osiemnaste urodziny. To tylko kilka miesięcy.
-...
-Hej.- Aleksa weszła do domu.- Max, co na obiad?
-Em... Zamówimy pizze.
-Super.

                             Zdjęła buty i poszła na górę do pokoju, nie zwracając uwagi na Edwarda, który jako jedyny został jeszcze na cztery dni. Brunet odprowadził ją wzrokiem. Westchnął głęboko. Mimo że byli pod tym samym dachem, to jednak tak daleko od siebie. Tęsknił za nią cały czas. Za jej dotykiem, bliskością... Burymi oczami, uśmiechem, Za nią całą.

*Wieczorem*

-Proszę, niech pan się uspokoi... To pewnie tylko jelitówka.

                             Aleksa patrzyła na brata rozmawiającego z ojcem Edwarda. Który po zamówionej pizzy, dostał biegunki i co chwila wymiotował. Nie tyle cierpiał na tym jego żołądek, co duma. Aleksa cieszyła się tylko, że ona tej pizzy nie jadła. "Skąd on wytrzasnął ta pizze? Nawet wyglądała nie teges..."

-Nie, nie! Nie trzeba przyjeżdżać!
-Mój Boże, Max daj to!- dziewczyna zabrała mu telefon.- Dobry Wieczór panie Baltimore, Aleksa przy telefonie.
-W końcu ktoś normalny! Kamień z serca!

                             Trzeba wam wiedzieć. że pan Baltimorte nie przepadał za rodziną Snow. Ale Aleksę, naprawdę lubił. Uważał ją za mądra i prawdomówną dziewczynę.No i kilka innych cech, które dodał jej albo wyolbrzymił Edward, w swoich opowieściach. A Aleksa uważała go za spoko faceta, z którym łatwo się dogadać.

-Dlaczego pan dzwoni?- usiadła na stoliku kawowym.
-Zadzwoniłem do Edwarda, jak co wieczór by spytać czy wszystko w porządku. A potem, usłyszałem jak wymiotuje.
-Rozumiem. Pewnie pizza była nie dobra. Ja jej nie jadłam, Max z resztą też.
-A mój syn zjadł?
-Tam jeden kawałek, potem stwierdził ze ohydna. Ale niech pan się nie martwi, krzywda mu się tu nie dzieje.
-Przypilnujesz go?
-Em... Ja?
-Tak ty. Facet i leczenie pasują do siebie tylko wtedy, gdy ten jest lekarzem.
-Em.. Może...
-Mogę z nim pogadać?
-Nie za bardzo... Jest w kibelku.
-Aha... Alekso, to jak będzie?
-No... Dobra, coś tam mu dam.
-Wyśmienicie! Żeby reszta twojej ro..
-Dobranoc!- szybko się rozłączyła- Z jednego bagna w drugie...- jęknęła
-Powodzenia.- blondyn przytulił ją.
-Przyda się...- poszła w kierunku łazienki- Rzygacz! Żyjesz?- oparła się o futrynę drzwi do łazienki.

                       Edward spłukał wodę i wstał z ziemi. Gdyby mógł, to padłby na podłogę i nie wstał. Westchnęła głęboko. Złapała go za rękę i zaprowadziła do kuchni. -Siadaj sobie.

                        Chłopak usiadł na krześle przy stole. Oparł czoło o blat. Szatynka zaczęła przeszukiwać szafki. Wzięła krople żołądkowe i herbatę miętową. Wstawiła wodę i usiadła na blacie kuchennym. Niepewnie spojrzała na Edwarda. "Może specjalnie się podtruł tą pizzą?". Woda zagotowała się. Zgasiła płomień pod czajnikiem i zeskoczyła z swoje siedziska. Zapała herbatę. Do kieliszka wlała wody i krople. Wszystko dała chłopakowi.

-Nie chcę. To zbędne, przejdzie mi.
-Jak chcesz.- usiadła obok niego.- Ale to twojego dobra.
-Ta...
-Weź, herbaty ode mnie nie wypijesz? - uśmiechnęła się - Tatuś będzie zły... Ciekawe czy dostaniesz szlaban..
-Nie wygłupiaj się. Pewnie znowu coś mu naobiecywałaś głuptasie.
-Ugh... To cholery pij to!
-A jakaś zachęta?
-Brzuch cię przestanie boleć!- podniósł głowę z blatu- Czego ty jeszcze chcesz?!
-Nic...- napił się herbaty.- No może...- pocałował ją krótko.- Tego.
-...- zarumienił się- Pacan... Gdybyś nie był chorym, to dostałbyś w mordę. A, jedzie od ciebie rzygami.
-Yhym..- spojrzał na nią kątem oka.-Wiesz że smakujesz miętą?
-Hannibal Lecter...- czerwona kopnęła go w kolano. Zadławił się.

*Koło północy*

-Niech pan już się tak Nie martwi. Śpi.- powiedział ściszonym głosem Aleksa.
-Toi dobrze... Szkoda że tak długo się z tobą nie kontaktował.
-Ta...
-Po prostu zostawił u ciebie telefon. Cieszę się że znowu się spotkaliście.
-... zostawił?
-Mówił że na poddaszu, gdy oglądaliście gwiazdy,
-Aha...
-Dobra, dobranoc. Jutro szkoła, powinnaś iść spać.
-Tak.. Dobranoc.

                   Rozłączyła się. Rzuciła komórkę na łóżko.Wyszła na korytarz. Weszła na drabinkę przymocowaną do ściany i uchyliła klapę do poddasza. Weszła do zakurzonego pomieszczenia. Wszędzie było pełno starych skrzyni i mnóstwo kartonów. Podeszła do okna dachowego.Rozejrzała się po podłodze. Zobaczyła komórkę. "No proszę... Nie kłamał.."  Podniosła ją. "Długo tu leżała..."

                     Po pięciu minutach znowu była w swoim pokoju. Podłączyła komórkę do ładowarki, po czym włączyła urządzenie. "Działa." Niepewnie zaczęła przeglądać jej zawartość. Uśmiechnęła się smutno czytają wiadomości wysyłane do niej. Po jej policzku popłynęła łza. Weszła do galerii zdjęć. Zaczęła płakać. Przejechała kciukiem po ekranie.

-To przecież nie było wcale aż tak dawno..

Spoglądała na zdjęcie, na którym...

CIĄG DALSZY NASTĄPI...
NIEDŁUGO...


______________________
Hej~!
Rene: No proszę, trochę lepiej piszesz.
Lilo: A szło pisać gorzej?
Rene: Tak. 
Ejejej! 
Lilo: A ja wiem co Edward znalazł!
Rene: Tego idzie się domyślić, no błagam... Ja wiem co było na zdjęciu. 
Lilo: Tego też idzie się domyślić.
Rene: W sumie racja.
Bo zaraz stwierdzę że jest o dwa tumpany za dużo i was wywalę za drzwi!

Pozdrawia nerwowa Misty i świetnie dogadujący się Lilo oraz Rene.

2 komentarze:

  1. Ile tu niewiadomych. Ta kartka, te zdjęcie. To już podchodzi pod tajemnicę Misty. Hej, zauważyłam u ciebie poprawę. Dodajesz więcej opisów :D. Gratki. Dobra, a teraz teorie. Na kartce było napisane... Że jest adoptowana, a na zdjęciu ona sama. Ha! Nawet mi się zrymowało. Nie no, fajna jestem #skromność. Edek rzygacz? Ale za to przystojny rzygacz *-*. Czekam na kolejny rozdział (chodzi mi o Lysia xD. Jestem jego fanką i żoną od pół roku. Ta, liczę każdy dzień o.o). Pozdrawiam i życzę ogrom weny twórczej;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^ Co do niewiadomych, to wiele wyjaśni się z czasem... Jeszcze troszkę rozdziałów zostało.
      Lilo: Mało.
      Czego mało?
      Lilo: No rozdziałów.
      Bez przesady...
      Rene: To nie przesada. Jest ich serio mało.
      Ugh!

      Pozdrawiam!

      Usuń